wtorek, 4 sierpnia 2015

Pas nie leczy, pas to przemoc.






Natknęłam się w sieci na artykuł mówiący o tym, że ADHD nie istnieje. Artykuł i istnienie bądź nie ADHD mnie nie poruszyło, za to zszokowały mnie komentarze pod nim mówiące, iż "kiedyś to wszyscy dostawali pasem i dlatego dzieci były zdrowe".


Rzadko się we mnie "gotuje", ale tego typu opinie mnie naprawdę zasmucają i złoszczą. Tu wzburzyły mnie tym bardziej, że niektóre z nich pchodziły od nauczycieli.

Dla wszystkich tych, którzy jeszcze wciąż myślą, że pas (czyt. bicie, przemoc) jest lekarstwem na "niegrzeczne" (czyt. zachowujące się inaczej, niż sprawujący nad nimi opiekę dorosły sobie życzy) dzieci jest ten artykuł.

Po pierwsze - nie wszyscy, również w "dawnych"czasach dostawali pasem. To, że coś przytrafiło się Tobie, nie oznacza od razu, że inni mieli podobne doświadczenia.

Po drugie - już dawno temu (bo w latach 60 tych) badania profesora Alberta Bandury, udowodniły, że przemoc rodzi przemoc, dzieci uczą się między innymi przez modelowanie zachowań dorosłych, dlatego dorosły, który ich bije z pewnością nie "wyleczy" ich z "niegrzeczności", a wręcz przeciwnie może się przyczynić do wzrostu w nich agresji [1]. Nie będę opisywała badania w całości, a tych, którzy chcą je poznać dogłębnie odsyłam do arykułu.

Po trzecie - dla tych do których nie przemawia argument ludzki i brak im empatii, może przemówi to, iż klaps/bicie pasem/itp. nie są skuteczną metodą wychowawczą. Jak podaje profesor psychologii z Uniwersytetu Yale Alan Kazdinem "Dawanie klapsów nie jest zbyt skuteczną strategią. (...) nie uczy dzieci nowych zachować ani w jaki sposób zastąpić zachowanie nieakceptowalne przez rodziców. Badania wskazują, że częśtość nieprawidłowych zachować nie spada."  [2]

Po czwarte - jeśli Ty rodzicu/kolego/żono/mężu/wujku/ciociu/babciu/dziadku uderzyłeś kogoś dorosłego lub dziecko to wiedz, że oznacza to, iż masz problem z kontrolowaniem własnych emocji, i związanych z nimi zachowań. Dlatego powinieneś poszukać pomocy. Dróg jej uzyskania jest wiele. Wsparcie możesz uzyskać u przyjaciela, w książce, u terapeuty, czy też w innym miejscu, ważne jednak, żebyś rozpoznał swój problem, i wziął za niego odpowiedzialność a nie szukał winnych na zewnątrz.

Po piąte - nie mogę doprawdy zrozumieć jak Ci sami dorośli, którzy z pewnością życzyliby sobie wsadzenia do więzienia kogoś, kto pobił innego człowieka na ulicy, mogą równocześnie akceptować bicie dzieci we własnym domu.

Drogi Dorosły, który akceptujesz bicie dzieci jako metodę wychowawczą wyobraź sobie, że żyjesz w świecie olbrzymów, dwa razy większych od Ciebie, dwóch z nich sprawuje nad Tobą opiekę, i wtedy gdy zrobisz coś niezgodnego z ich oczekiwaniem, wyjmują oni pas, i Cię nim biją. Jak się z tym czujesz?

Nie ma usprawidliwienia dla bicia dzieci.

I piszę to nie z pozycji rodzica idealnego, ale z pozycji Matki, która każdego dnia, tak jak każdy inny rodzic mierzy się ze światem emocji swoich i dziecka, nie zawsze są to emocje przyjemne. Jednak to ja w tej drużynie jestem dorosła, to ja wiem co to złość, smutek, radość, strach, wściekłość, bezsilność, lęk, żal. To ja umiem nazywać emocje, to ja już co nie co wiem jak sobie z nimi radzić, bo mam 33 lata. Moja Córka ma ledwie 2, dopiero co nauczyla się chodzić, jeszcze dobrze nie mówi, to jakim cudem ma radzić sobie świetnie ze wszystkimi swoimi emocjami i zachowywać się zawsze nienagannie.

Poza tym drogi rodzicu, Twoje dziecko nie musi być posłuszne, Twoje dziecko nie zawsze musi wybierać zachowania pożądane przez Ciebie, bo jak pisze w książce "Logodydaktyka w Edukacji" Pani Iwona Majewska - Opielka "Ani szkoła, ani dom, nie może oczekiwać, że dzieci będą zawsze chciały tego, co wychowujący je dorośli. Wtedy nie byłoby postępu, zmian, rozwoju. Świat wciaż wyglądałby tak samo." 

Jeszcze raz podkreślę, że klaps/bicie/ i jakakolwiek przemoc wobec dzieci to nie są metody wychowawcze.

Jest wiele wspaniałych metod, które pomagają nam rodzicom nie przeszkadzać dzieciom wzrastać. Poświęcę im miejsce w następych postach.

Jeśli bijesz masz problem z sobą rodzicu, dlatego szukaj pomocy, pomagając sobie, pomożesz także własnemu dziecku.

Powiedz nie przemocy!

[1] http://badania.net/dzieci-ucza-sie-agresji-od-doroslych/

[2] http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1091-kary-fizyczne-rozmowa-a-alanem-e-kazdinem.html


piątek, 8 maja 2015

Nie zabijaj "chcę"




Do dzisiejszego tekstu przymierzałam się już od jakiegoś czasu. Powód? Na fanpagu jednej ze stron, którą sobie obserwuje umieszczono taki można powiedzieć, krótki dekalog dobrego rodzica. Z większością stwierdzeń się zgadzałam, ale jedno budziło i budzi nadal mój wewnętrzny sprzeciw. Autorka tekstu napisała, że dobry rodzić, to taki, który stwarza dziecku takie warunki by MUSIAŁO się rozwiajać.


Gdy pierwszy raz zobaczyłam to zdanie, przetarłam ze zdumienia oczy, czy oby dobrze, widzę a kiedy upewniłam się, że naprawdę  widnieje tam słowo musieć, postanowilam zapytać autorkę czy tak samo rozumiemy to stwierdzenie, bo wiadomo, nie od dziś, że mowa jest źródłem nieporozumień. 



Okazało się jednak, że autorka przez "musieć" rozumiała, nie mniej nie więcej tylko dokładnie "musieć". Za przykład podała mi zajęcia logopedyczne syna, który nie chce w nich uczestniczyć a ona właśnie go do tego przymusza, dla dobra jego rozwoju, i tego by w przyszłości nie miał on trudności z publicznymi wystąpieniami.



Hmm ponoć z poglądami się nie dyskutuje, ja jednak chciałabym przedyskutować na łamach swojego bloga owo nieszczęsne słowo musieć.



Moim zdaniem żadne dziecko, nie musi się rozwijać. A zadaniem rodzica jest stwarzać mu takie warunki by jedynie, lub aż, chciało i mogło się rozwijać. Dlaczego?



Po pierwsze niektóre dzieci, mimo stwarzanych warunków i własnych chęci nie mogą się w pewnych dziedzinach rozwijać, albo rozwiają się wolniej niż ich rówieśnicy, i mam tu na myśli nietylko dzieci z trudnościami rozwojowymi, i różnorakimi niepłnosprawnościami, ale także predyspozycje tej czy innej osoby do osiągania sukcesów w danej dziedzinie.



Nikt z nas nie nic nie musi, nikt z nas nie musi się rozwijać, natomiast wspaniale gdy chce nam się chcieć.



Bardzo lubię porównanie pani Agnieszki Stein dziecka do nasionka powierzonego rodzicowi. Choć nasionka są do siebie na pozór podobne, mogą z nich wyrosnąć całkiem inne drzewa. Przecież jest taka mnogość: od iglastych, przez liściaste, od tych wydających owoce, do tych ozdobnych, od wysokich i smukłych, po rozłożyste i niskie.



Nie można wymagać od jabłoni by wydała owoce gruszki, ani od jodły by nagle obsypała się liśćmi. Natomiast każdemu z tych drzew trzeba chcieć dać szansę. A szansa  jest w dostarczaniu pożywienia, wody, dostępu do światła i co najważniejsze w nieprzeszkadzaniu.



Tak, tak drogi rodzicu moim zdaniem nasze pierwsze zadanie to nie szkodzić.



Dlaczego tak mi zależy by zastąpić słowo "musieć" na "chcieć"?



By wychowywać dzieci w duchu wolności, i nieskrępowanego entuzjazmu. Często dorośli sami zamykają sie w klatkach przymusu: muszę posprzatać, muszę iść do pracy, ba nawet muszę wypić kawę. 



Najskuteczniejszą metodą wychowawczą jest modelowanie. Dlatego warto zastanowić się, czy nie wszczepiamy naszym dzieciom "kratek przymusu", i nie zabijamy w nich ich dziecięcejgo entuzjazmu.



Dzieciom na ogół się chce. Więc moim zdaniem wystarczy jak rodzic stworzy takie warunki, by tych chęci nie niszczyć.



Jak to zrobić?



Po pierwsze warto wziąć w pierwszej kolejności siebie, a nie dziecko pod lupę, i zastanowić się ile w nas zostało z tego dziecięcego "chcenia".



Po drugie obserwować, słuchać i towarzyszyć, dotrzymywać kroku, i czasem podążyć za dzieckiem zamiast wciąż wyznaczać szlak. 



Zapytać Je czy wada wymowy mu przeszkadza?



Zapytać Je czemu dokładnie nie lubi tych zajęć z logopedii?



Zapytać Je czy możemy zrobić coś, by sprawiały mu one radość?



I odpowiedzieć sobie na pytanie czy zajęcia logopedyczne są faktycznie podyktowane potrzebami dziecka czy może raczej naszymi.



Autorka tekstu napisała, że przymusza syna do tych zajęć, by nie miał w przyszłości trudności z wystąpieniami publicznymi.



W mojej głowie od razu zrodziło to pytanie: czy ten chłopiec chce wogóle występować publicznie?



I drugie czy wada wymowy faktycznie w nich przeszkadza, bo jak patrzę na sukcesy Jurka Owsiaka i Grzegorza Turniaka to wydaje mi się, że nie.



Warto sobie uzmysłowić, że dziecko nie musi i my też nie musimy. Kratki z muszę i powinienem tworzymy sobie sami, odbierając sobie przyjemność jakie niosą ze sobą mogę i chcę.



Dzieciom zazwyczaj się chce, zadbajmy więc tylko o to, by tego chcenia w nich nie niszczyć, a świat jeszcze bardziej wypięknieje,bo będzie w nim więcej szczęśliwych ludzi.



Pozdrowienia serdeczne przesyłam Ewa


wtorek, 17 marca 2015

Podobne, niepodobne po prostu wyjątkowe :)


Dziś chciałam napisać o czymś oczywistym a jednak czasem trudnym do uchwycenia w rodzicielskim działaniu. Chciałam Wam zwrócić uwagę, na ważny aspekt, czyli na prawo naszych dzieci do inności , prawo do podejmowania własnych wyborów, po prostu prawo do bycia sobą.


Refleksja na ten temat pojawiła się ostatnio, kiedy zdałam sobie sprawę jak moja 20 miesięczna Córka różni się w niektórych kwestiach ode mnie.


Przykład 1: przychodzą goście, znajomi, dla mnie to fantastyczny czas jestem wtedy w swoim żywiole, ponieważ jestem bardzo otwarta na ludzi. Dla Idy jednak taka wizyta to żadna atrakcja, dla niej 3 osoby to już tłok, i jak się zjawia zbyt dużo osób, to zazwyczaj ciągnie mnie za rękę prosząc w ten sposób o opuszczenie pokoju i udanie się do jakiejś samotni.


Przykład 2: jedzenie -ja wielbicielka owoców i wszystkiego co słodkie, Ida miłośniczka kwaśnego i bardzo wybredny degustator.


Przyklad 3: temperatura - ja zmarźluch, który przykrywa się kołdrą po sam nos, Ida mały termofor rozkopujący się uparcie z kołderki.


Mogę tak mnożyć i mnożyć. 


W miarę rozwoju naszych dzieci doświadczamy ich niepowtarzalności, niezależności i odmienności. Warto to zaakceptować, warto pomóc im wzrastać odważnie w sobie samych.


Kiedy moja Córka potrzebuje odosobnienia, nie przekonuje jej na siłę, że ma zabawiać przybyłe do niej ciocie. Kiedy wybiera ogórki kiszone zamiast słodkich jabłuszek, nie wmuszam w nią moich ulubionych potraw.


Kiedy jej ciepło, nie nakladam na nią 3 swetra tylko dlatego, że ja odczuwam daną temperaturę jako chłodną.


I nie przefarbowuje jej włosów na brąz z blondu, tylko dlatego, że jestem brunetką.


Pozwalam jej być sobą w każdym wymiarze tego słowa.


Zachęcam do tego i was.


Nikt nie bierze się znikąd. Każdego coś ukształtowało. Ja jestem towarzyska i uwielbiam ludzi, dlatego, że jako dziecko wychowywałam się w domu pełnym babć, dziadków, i przyszywanych cioć. Moja Ida woli spokój bo wzrasta na co dzień głównie w towarzystwie mamy i taty.



Apeluje, spójrzmy z miłością na wybory naszych dzieci, akceptujmy ich i pozwalajmy im w nich wzrastać. 


Inne DNA, inny rok, miesiąc i dzień urodzenia, inny sposób przyjścia na świat, inna pogoda za oknem w pierwszych dniach życia, inne miejsce wzrastania, inne bodźce, inni rodzice, to wszystko sprawia, że rodzi się inny - wyjątkowy nowy człowiek. Pozwólmy mu wzrastać w sobie i po prostu kochajmy.


Pozdrawiam Was już wiosennie Ewa




środa, 14 stycznia 2015

Dziecko nie jest tłem...........





Ostatnio kiedy przeglądałam strony internetowe chcąc nie chcąc natykałam się na reklamy. Nie oglądam prawie w ogóle telewizji, więc kompletnie się od nich odzwyczaiłam. Podpatrywałam je ciekawie - pełne kolorów, roześmianych osób, rodzin. Jeśli w filimiku pojawiały się dzieci to były one niejako tłem - uśmiechnięte, kolorowe, śpiewająco deklamujące swoje kwestie i milczące wówczas kiedy potrzeba. 

Kiedy tak o tym zaczęłam rozmyślać, doszłam do wniosku, że w większości reklam, filmów dzieci są właśnie nieinwazyjnym tłem, pięknie rozmytym okiem krótkowidza drugim planem, eksponującym inne "ważniejsze" rzeczy. Piękne, grzeczne czyste, milczące, uśmiechnięte i często nieobecne. 

Świetną ilustracją tego mogą być sceny z filmu "Miłość na rozlewiskiem" (który i tak  ze względu na krajobrazy i zółwie tempo ubóstwiam) kiedy to rodzą się tam bliźniaki, o których dużo się mówi a których nikt nie widział. Po prostu znamienne są najazdy kamery na stojące przy domu w równym rządku wózki, w których grzecznie, cicho i pokornie odpoczywają te oto "niewidzialne" i "niesłyszalne" bliźniaki.

Postanowiłam napisać dziś ku przestrodze, dla tych którzy dzieci jeszcze nie mają, lub  dla tych, którzy je posiadają i dążą do tego fimowego ideału, że w prawdziwym życiu jest zupełnie inaczej...jest piękniej.

Uwierzcie mi dziecko nie jest cichym tłem dla rozgrywania innych "ważniejszych" scen Waszego życia. Bez względu na to jaki sposób wychowywania przyjmiecie, czy będziecie konserwatywnymi rodzicami starej szkoły, Francuzami, których dzieci nie grymaszą czy może orędownikami rodzicielstwa bliskości, dziecko na długo w Waszym domu będzie grało główną rolę.

To Ono będzie wyznaczało czas aktywności i spoczynku, bo choć to Wy będziecie dla Niego nauczycielami rytmu dnia i nocy, to z nim będzie się budził i zasypiał cały dom. Choćby teraz tego doświadczam -kiedy nasza Iduszka ząbkuje w związku z czym dzień zakończył się dla Nas wczoraj o pierwszej w nocy (!).

Dziecko to nowy człowiek wraz z nim w Waszym domu pojawią się nowe odgłosy, nowe zapachy, nowe aktywności, nowe uczucia i nowe relacje.

Dziecko rewolucjonizuje cały dotychczasowy scenariusz i gra według własnego pomysłu, ponieważ jest kolejnym, wolnym człowiekiem w waszym domu.

I choćbyście nie wiem jak się przed tym bronili to będzie ono grać przez jakiś czas (o ile nie zawsze) pierszoplanową rolę w Waszym życiu.

I nie zrozumie tego nikt kto choć raz nie robił siusiu z dzieckiem na kolanach, nie jadł w pośpiechu zbyt gorącego obiadu, lub nie miał prawie żadnej wolnej chwili mimo, iż cały czas spędza w domu.

Więc kiedy oglądając kolorowe filmy lub reklamy, zerkniecie na lekko "wymietych" siebie w lustrze i spytacie się, kiedy Wy osiągniącie taką filmową normę, odpowiedzcie sobie jak Searsowie autorzy "Księgi rodzicielstwa bliskości", iż to jest wasza norma....nowa, piękna...no może lekko niedospana, wygnieciona, ale jednak norma.


Dziecko jest żywym autonomicznym człowiekiem, dlatego nie wtłaczajmy go w drugoplanowe, bezgłośne role w scenariuszu życia Naszym lub innych ludzi. Pozwólmy mu improwizować i zagrać swój własny film. 

Uwierzcie mi naprawdę będzie piękniejszy od tego, który Wy dla niego i siebie wymyśliliście.