piątek, 8 maja 2015

Nie zabijaj "chcę"




Do dzisiejszego tekstu przymierzałam się już od jakiegoś czasu. Powód? Na fanpagu jednej ze stron, którą sobie obserwuje umieszczono taki można powiedzieć, krótki dekalog dobrego rodzica. Z większością stwierdzeń się zgadzałam, ale jedno budziło i budzi nadal mój wewnętrzny sprzeciw. Autorka tekstu napisała, że dobry rodzić, to taki, który stwarza dziecku takie warunki by MUSIAŁO się rozwiajać.


Gdy pierwszy raz zobaczyłam to zdanie, przetarłam ze zdumienia oczy, czy oby dobrze, widzę a kiedy upewniłam się, że naprawdę  widnieje tam słowo musieć, postanowilam zapytać autorkę czy tak samo rozumiemy to stwierdzenie, bo wiadomo, nie od dziś, że mowa jest źródłem nieporozumień. 



Okazało się jednak, że autorka przez "musieć" rozumiała, nie mniej nie więcej tylko dokładnie "musieć". Za przykład podała mi zajęcia logopedyczne syna, który nie chce w nich uczestniczyć a ona właśnie go do tego przymusza, dla dobra jego rozwoju, i tego by w przyszłości nie miał on trudności z publicznymi wystąpieniami.



Hmm ponoć z poglądami się nie dyskutuje, ja jednak chciałabym przedyskutować na łamach swojego bloga owo nieszczęsne słowo musieć.



Moim zdaniem żadne dziecko, nie musi się rozwijać. A zadaniem rodzica jest stwarzać mu takie warunki by jedynie, lub aż, chciało i mogło się rozwijać. Dlaczego?



Po pierwsze niektóre dzieci, mimo stwarzanych warunków i własnych chęci nie mogą się w pewnych dziedzinach rozwijać, albo rozwiają się wolniej niż ich rówieśnicy, i mam tu na myśli nietylko dzieci z trudnościami rozwojowymi, i różnorakimi niepłnosprawnościami, ale także predyspozycje tej czy innej osoby do osiągania sukcesów w danej dziedzinie.



Nikt z nas nie nic nie musi, nikt z nas nie musi się rozwijać, natomiast wspaniale gdy chce nam się chcieć.



Bardzo lubię porównanie pani Agnieszki Stein dziecka do nasionka powierzonego rodzicowi. Choć nasionka są do siebie na pozór podobne, mogą z nich wyrosnąć całkiem inne drzewa. Przecież jest taka mnogość: od iglastych, przez liściaste, od tych wydających owoce, do tych ozdobnych, od wysokich i smukłych, po rozłożyste i niskie.



Nie można wymagać od jabłoni by wydała owoce gruszki, ani od jodły by nagle obsypała się liśćmi. Natomiast każdemu z tych drzew trzeba chcieć dać szansę. A szansa  jest w dostarczaniu pożywienia, wody, dostępu do światła i co najważniejsze w nieprzeszkadzaniu.



Tak, tak drogi rodzicu moim zdaniem nasze pierwsze zadanie to nie szkodzić.



Dlaczego tak mi zależy by zastąpić słowo "musieć" na "chcieć"?



By wychowywać dzieci w duchu wolności, i nieskrępowanego entuzjazmu. Często dorośli sami zamykają sie w klatkach przymusu: muszę posprzatać, muszę iść do pracy, ba nawet muszę wypić kawę. 



Najskuteczniejszą metodą wychowawczą jest modelowanie. Dlatego warto zastanowić się, czy nie wszczepiamy naszym dzieciom "kratek przymusu", i nie zabijamy w nich ich dziecięcejgo entuzjazmu.



Dzieciom na ogół się chce. Więc moim zdaniem wystarczy jak rodzic stworzy takie warunki, by tych chęci nie niszczyć.



Jak to zrobić?



Po pierwsze warto wziąć w pierwszej kolejności siebie, a nie dziecko pod lupę, i zastanowić się ile w nas zostało z tego dziecięcego "chcenia".



Po drugie obserwować, słuchać i towarzyszyć, dotrzymywać kroku, i czasem podążyć za dzieckiem zamiast wciąż wyznaczać szlak. 



Zapytać Je czy wada wymowy mu przeszkadza?



Zapytać Je czemu dokładnie nie lubi tych zajęć z logopedii?



Zapytać Je czy możemy zrobić coś, by sprawiały mu one radość?



I odpowiedzieć sobie na pytanie czy zajęcia logopedyczne są faktycznie podyktowane potrzebami dziecka czy może raczej naszymi.



Autorka tekstu napisała, że przymusza syna do tych zajęć, by nie miał w przyszłości trudności z wystąpieniami publicznymi.



W mojej głowie od razu zrodziło to pytanie: czy ten chłopiec chce wogóle występować publicznie?



I drugie czy wada wymowy faktycznie w nich przeszkadza, bo jak patrzę na sukcesy Jurka Owsiaka i Grzegorza Turniaka to wydaje mi się, że nie.



Warto sobie uzmysłowić, że dziecko nie musi i my też nie musimy. Kratki z muszę i powinienem tworzymy sobie sami, odbierając sobie przyjemność jakie niosą ze sobą mogę i chcę.



Dzieciom zazwyczaj się chce, zadbajmy więc tylko o to, by tego chcenia w nich nie niszczyć, a świat jeszcze bardziej wypięknieje,bo będzie w nim więcej szczęśliwych ludzi.



Pozdrowienia serdeczne przesyłam Ewa